
Zofia Bogacz – cztery wiersze
najbardziej tęsknię
za niczym
ściany nie drżą już od krzyku ale pościel jest zimniejsza kłuje mnie
pakuję łóżko w karton i tak jest za duże na jedną osobę zasypuję
mogiłę na korytarzu warhammerem pocztówką z maroko wibratorem dla par
wyziewy z drukarki 3d kłębią mi się w płucach szukają swojego pana
a tu tylko magnes na lodówce zakopane uśmiechnięty góral everyman a jednak
noszący imię tego co
telefon do przyjaciela poproszę cichutko w nocy
ani słowa więcej wdech i wydech kopię dalej grób
kubkiem ze szwecji dziurawą skarpetką sosem w słoiku
lubrykantem guarana lampką nocną słonecznikiem z woodstocku
pluszakiem z ikei zapomnianą chusteczką zdjęciem z londynu
a szafa choć już pusta nadal nie chce się domknąć
wszystko mnie swędzi od tej czystości worki na śmieci patrzą na mnie
z żalem uspokajam je głaszczę po główce choć wiem że czekają
taki był nasz podział święta zasada nie wolno było łamać teraz
moje ręce stają się jego i zarzucam na plecy wszystko co znałam
a potem wracam do mieszkania i zostałam z niczym
jestem tylko ja i zostałam z niczym
nie krzyczałyśmy
patrzę na mamę nie na wszystkie
na jedną którą powinnam znać
uśmiech trwał tyle co klatka filmu
a ja i tak widziałam osad na zębie
na jednym zębie
mamę widziałam najczęściej w łazience
pochylała się nad umywalką z plastikiem
zamiast języka czerwona niebieska zielona
nieważne szczoteczki łamały się za szybko
rozmawiałyśmy przez zamknięte drzwi
ja mówiłam ona szorowała
ja śmiałam ona szorowała
ja płakałam ona szorowała
mieszkałam kiedyś z mamą na kanapie przed telewizorem
miała wtedy żółte zęby jeszcze niewycałowane to było zanim
bała się dentystów i tego kim jestem w połowie
gdy zamilkła szukałam jej wszędzie a znalazłam tylko
zacieki w umywalce czerwone niebieskie zielone
już nie po szczoteczkach ojciec nigdy nie potrafił
tego domyć tylko wyrzucił resztkę Ady
matka nigdy nie potrafiła tego domyć
Ady z mojej mamy
boję się cmentarzy
prosta linia nierozerwalny ścisk
po lewej od drzwi było miejsce na moje buty
kolorowe adidasy martensy gumy się ścierają
wzajemnie spalają od wspomnień teraz
zastąpiły je czerwone conversy mamy
idealny stos na ścianie epitafium
bieganie na obiad słuchaj co się dzisiaj w szkole
wydarzyło przez tyle lat i codzienności
przyciszała wtedy radio
czekała na mnie zupa nigdy nie była zimna
z całym domem i wszystkim co znałam
czekała na mnie
pomidory rosną w szklarni psy uciekają do sąsiada obiady
nadal są obiadami tylko z jednym krzesłem wolnym ale
dom nadal jest domem
jakby rozrzedziło się powietrze
tylko krucyfiks na ścianie
aby pamiętać kto wziął wszystkie grzechy
nie dać mi odejść nawet jeśli ostatni raz
trzymałyśmy się za rękę gdy byłam w przedszkolu
mam jedno marzenie zjeść ostatni raz kanapkę
zrobioną przez ciebie mamo
nie kupiłam magnesu
to był tylko telewizor z włączonym tv trwam
szycha z włoch czytała z kartki bo peregrynacja
yyy śiłe nawjeźić małyje yyy amen
to była tylko sylwia grzeszczak
zbudujemy nasz dom na piaaasku
dodajcie nieodporny rozum do kolejki
to były tylko państwa miasta
e-kurwa to przecież jest zawód
jakie są rośliny na u
to było tylko nieistotne
szoguny oraz amareny zagryzane korniszonami
łowienie ryb na prowizorycznej łódce
piętnasty vifon złoty kurczak
obrady nad krzyżówką technopol 500
moczenie stóp w jeziorze
to było tylko nieistotne
to było tylko
było
Zofia Bogacz – studentka filologii polskiej na UAM oraz miłośniczka gorzkiej czekolady.
Marcelina Gagałuszko – wielbicielka słów, dźwięków i sztuk – mniej lub bardziej pięknych. Amatorka sztuk wizualnych, niewielkich form rzeźbiarskich i wierszoklectwa. Eksplorując twórczo wymiary emocjonalności i metafory, zwykła posługiwać się technikami rysunku, kolażu oraz malarstwa. Absolwentka I stopnia malarstwa Instytutu Malarstwa i Edukacji Artystycznej UKEN w Krakowie, gdzie kontynuuje studia. Niezmiennie zauroczona swoimi kocimi towarzyszkami, drobnymi stworzeniami wodnymi i kilkoma roślinkami, co cierpliwie znoszą stałe zgłębianie tajemnych nauk ogrodnictwa.