
Paulina Fonferek – dramat
Tekst powstał w ramach #3 Katowickiej Rundy Teatralnej, w grupie warsztatowej Ishbel Szatrawskiej
POSTACI:
MARTA – około 40 lat
SYNEK – około 30 lat
ZAWSZE GOTOWA SOCREALISTYCZNA RĘKA BABCI – babci Synka, żony Dziadka, matki Ojca
DZIADEK – dziadek Synka, ojciec Ojca, mąż Zawsze Gotowej Socrealistycznej Ręki Babci
OJCIEC – ojciec Synka, syn Dziadka i ZGSRB
WANDA – malarka z siódmego piętra
BOŻENA – malarka z siódmego piętra
CHÓR BRYŁEK WĘGLA
ECHO
Numery
-1
6
-1
0
7
-1
pauza
pauza
pauza
0
6
5
4
między 4 a 5
pauza
pauza
bardzo długa pauza
7
0
pauza
0, 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8
Początek
MARTA i SYNEK
Ciche dźwięki utworu „Harvest moon” w wykonaniu Cassandry Wilson.
.
.
.
W ciemności zapala się punktowy reflektor oświetlający postać.
MARTA (delikatnie się porusza, jeszcze nie widzimy, że w duecie)
Wiosna w środku zimy. Ciało wie, że zdrowieje też kiedy choruje. Dwadzieścia lat bez muzyki. Bolały mnie nuty. Teraz mam ją blisko, w uchu. Umiem się nie rozpędzić, zostać, tańczyć w miejscu nie skacząc. Można po prostu żyć. Nigdzie nie iść, zostać albo chodzić dookoła w tych samych spodniach od lat. Najwygodniejsze, to po co zmieniać.
SYNEK (wyłania się z ciemności)
Zatańcz ze mną
MARTA
Tańczę z tobą
SYNEK
I nie idź nigdzie, tylko tu, tu ze mną tańcz, dobra?
MARTA
Dobrze, tu. Tu z tobą tańczę.
SYNEK
Kocham cię tu.
MARTA
Wiem.
(blackout)
MARTA (głos Marty w ciemności)
Siedzę w cieple. Naznosiłam landrynki, krówki, karmelki, trochę kiełbasy. Mam kolorowy magazyn, wylęgam się. Patrzę w okno i sufit. Dobrze jest nie musieć biec. Dobrze jest nie pragnąć. Mija w zatrzymaniu czas. Nie pragnę nic.
Winda
MARTA, SYNEK
MARTA
Kiedy jesteś w stanie go udźwignąć, widzisz jaki jest piękny. Jeszcze trochę się boisz, ale już wiesz, że nie zabija. Była burza, grzmiało, błoto. Ale mija choroba, mijają chmury, deszcz, pioruny. Mija miłość. Wszystko mija. Wtedy nie wiesz, co to miłość i możesz wymyślić ją sobie na nowo.
Idę dalej po plaży. Ta sama kurtka, a nowa. Jeszcze jeden, jeszcze raz. Już wiem, że nie zabija. Sama się w sobie zabijam, nie miłość, nie treść mnie zabija, ja sama, ja siama.
ECHO ROZCHODZĄCEGO SIĘ PO KLATCE SCHODOWEJ GŁOSU DZIECKA
Ja siama
Ja pójdę
Ziapyta
Ja ziupę
Ja ja siama.
Ziapyta naś…
MARTA
Wyleczę się sama
Zjem się sama
Wiem sama
Wszystko
Słychać pukanie do windy.
MARTA
Co jest?
SYNEK
Puk puk
MARTA
Co jest? Kto tam?
SYNEK
To ja, Zbigniew…
MARTA
Co?
SYNEK
Ja. Mogę wejść?
MARTA
Co chcesz? Nie było cię już.
SYNEK
Byłem, weź, co ty
MARTA
Wygoniłam cię
SYNEK
Odrosłem
MARTA
Aha
SYNEK
Co robimy? Robimy coś?
MARTA
Rób co chcesz
SYNEK
Moja, moja słodziutka
MARTA
Dziadek trzyma węgiel w bloku z centralnym ogrzewaniem. Układa bryłki na półkach i w skrzyniach. Nie wiadomo gdzie jest dziadek to wiadomo gdzie jest.
Jadą na szóste.
MARTA
Co tak patrzysz?
SYNEK
Tak se patrzę
MARTA
Gapisz się
Dziwnie jakoś
SYNEK (wzrusza ramionami)
Szóste piętro
SYNEK, MARTA (trzyma windę), ZAWSZE GOTOWA SOCREALISTYCZNA RĘKA BABCI
Słychać szuranie kapci, ktoś schodzi po schodach.
SYNEK
Gdzie dziadek?
ZAWSZE GOTOWA SOCREALISTYCZNA RĘKA BABCI
Nie ma go?
SYNEK
Nie.
ZAWSZE GOTOWA SOCREALISTYCZNA RĘKA BABCI
A to w piwnicy jest.
SYNEK
A, w piwnicy.
ZAWSZE GOTOWA SOCREALISTYCZNA RĘKA BABCI
No.
Synek z Martą zjeżdżają do piwnicy.
MARTA
Chcesz mi coś powiedzieć
SYNEK
Może
MARTA
Aha
pauza
To powiedz
SYNEK
Później
Piwnica Dziadka
SYNEK, MARTA (zostaje w windzie), DZIADEK (odkurza bryłki węgla specjalną, małą miotełką – słychać jej szuranie; układa bryłki, żeby były równo)
SYNEK
Dziadku, opowiesz mi miłość?
MARTA
Zapytał.
DZIADEK
Miłość
MARTA
Powtórzył Dziadek.
SYNEK (patrzy w stronę Marty)
No
DZIADEK
Nic nie wiem o miłości
SYNEK
Jak Dziadku nie wiesz, co ty?
DZIADEK
Może kiedyś wiedziałem, ale zapomniałem, nie zajmuję się tym więcej.
SYNEK
Dziadku spróbuj sobie przypomnieć.
DZIADEK
Hmm…
MARTA
Mruknął dziadek
DZIADEK
Ważne mówisz?
SYNEK (znów patrzy w stronę Marty)
Tak
DZIADEK
Synek, a co ja ci mogę… co chcesz wiedzieć o miłości?
SYNEK
Skąd się wie, że jest miłość?
DZIADEK
…
SYNEK
Skąd to się wie, dziadku?
DZIADEK
Przychodzę tu Synek codziennie od trzydziestu lat.
SYNEK
No…
DZIADEK
Myję rano twarz, zęby, zjadam śniadanie, popijam herbatą.
SYNEK
No
DZIADEK
Odkrajam skórkę od chleba, już nie pogryzę ze skórą, zęby nie te. Kiełbasę też kroję. Na chleb smalec daję. Ubieram koszulę, zaczeszę włosy, włożę kapcie. I schodzę na dół… potrzymaj to Synek. (Dziadek podaje mu brzytwę i rozciąga pasek do ostrzenia, ostrząc mówi dalej.) Układam tak, żeby każda miała miejsce, wolną przestrzeń dookoła. I codziennie omiatam, żeby miały czysto, jak w muzeum albo sklepie. Zobacz, jak ładnie i czysto mają Synek.
SYNEK
No ładnie, dziadek, ładnie.
DZIADEK
I jak się uśmiechają.
MARTA (przewraca oczami)
SYNEK
Rzeczywiście jakby wesoły ten twój węgiel.
DZIADEK
Pewnie, że wesoły, dobrze ma ze mną (kończy ostrzyć brzytwę, podaje Synkowi lustro). Siadaj, Synek, najpierw ty.
Winda z Martą w środku rusza i jedzie na parter.
Winda
ZAWSZE GOTOWA SOCREALISTYCZNA RĘKA BABCI, MARTA
ZAWSZE GOTOWA SOCREALISTYCZNA RĘKA BABCI (obładowana torbami z zakupami, przewieszonym na sznurku papierem toaletowym, krzyczy z daleka)
Pani przytrzyma, z zakupami lecę!
MARTA
Trzymam, trzymam, pani spokojnie idzie.
ZAWSZE GOTOWA SOCREALISTYCZNA RĘKA BABCI
Już, już, zaraz będę.
Potem człowiek czeka, wie pani jak jest.
Zaraz zaczną walić, cholera.
Już, już. Już jestem.
MARTA
Szóste?
ZAWSZE GOTOWA SOCREALISTYCZNA RĘKA BABCI (przytakuje zasapana)
MARTA
Ale pani nakupowała.
ZAWSZE GOTOWA SOCREALISTYCZNA RĘKA BABCI
A to tam tyle tylko co na niedzielę wzięłam. Tyle chłopów w domu to wie pani.
MARTA
Akurat właśnie średnio wiem.
ZAWSZE GOTOWA SOCREALISTYCZNA RĘKA BABCI
A ty jesteś panienka?
MARTA
No powiedzmy.
ZAWSZE GOTOWA SOCREALISTYCZNA RĘKA BABCI
Ty mojego synka znasz.
MARTA
Znam Synka, znam.
ZAWSZE GOTOWA SOCREALISTYCZNA RĘKA BABCI
Ja go uczyłam, uczyłam
Ale co miałam uczyć, czasu nie było
Gdzie by tam chłop gary zmywał
A jak
Umie co umie, poradzi sobie
Z resztą nie wiem, nie pamiętam
Jest taki program. W telewizji dają
No, no, no ten, zapomniałam tytułu
Jak tu przyjechałam to nic, ani garnuszka człowiek nie miał
A synki latały z chłopakami, tam gdzieś między piętrami
Nie patrzyłam, wulkany rysowały
Ciepło w brzuszkach miały
MARTA
Pani o synkach mówi, a ja to pani wnuka znam.
ZAWSZE GOTOWA SOCREALISTYCZNA RĘKA BABCI
No toć on też jest mój synek. Wszystkie synki moje.
MARTA
Wszystkie?
ECHO ROZCHODZĄCEGO SIĘ PO KLATCE SCHODOWEJ KOBIECEGO GŁOSU
No weź się weź się w garść
Sam sobą zajmij się
Nie będą tulić cię
Nie będą głaskać cię…
Dźwięki i echo spadających śmieci w zsypie.
ZAWSZE GOTOWA SOCREALISTYCZNA RĘKA BABCI
Te zsypy, matko kochana!
Jak ja się bałam, że mi dzieciaka tam wrzucą!
Niektórzy piłowali te, te, te
Rurkę taką poprzeczną
Ja prosiłam chłopa
Żeby mi tylko tej rurki nikt nie upiłował, bo dzieciaka mi wrzucą
Zawsze Gotowa Socrealistyczna Ręka Babci wysiada, Marta zjeżdża po Synka do piwnicy, jadąc nuci coś pod nosem.
ECHO ROZCHODZĄCEGO SIĘ PO KLATCE SCHODOWEJ GŁOSU DZIECKA
Miłości marsz miłości
Na sam dół zjechał pan
Zamyka nocnych gości
I śpiewa…
Piwnica Dziadka
DZIADEK, SYNEK (teraz on goli Dziadka), MARTA (w windzie)
SYNEK
Dziadku, czemu nie gadasz z Ojcem?
DZIADEK (Dziadek porusza nagle głową, Synek zacina go brzytwą)
Ała
SYNEK
Przepraszam
DZIADEK (Dziadek podaje Synkowi lustro, Synek odkłada brzytwę)
Potrzymaj
Dziadek urywa mały kawałek stojącego obok papieru toaletowego i przykłada do twarzy na zranione miejsce
SYNEK
Tak dobrze?
DZIADEK
Dobrze, Synek, dobrze.
SYNEK
Lubię tę Martę, Dziadku.
DZIADEK
No i słusznie.
SYNEK
I prawdopodobnie kocham.
Synek z Dziadkiem zauważają Martę. Synek wychodzi z piwnicy, idzie do windy. Dziadek kończy golenie sam.
Winda
MARTA, SYNEK (winda rusza, jedzie na parter)
MARTA
Wiesz, że podobno mieszka tu facet, co swoje dzieci w piwnicy zamykał? Jak się spóźniły, dostały pałę, jak coś podarły albo zepsuły. Zwoził je na dół, zamykał z węglem, gasił światło i szedł. Rano przychodziła po nich matka. Nieźle, co? Wysiedziałbyś sam noc po ciemku? Masakra.
SYNEK
Matka boska księżycowa?
MARTA
Może cię to zdziwi ale
ciało jest zdolne do okrucieństwa
zdolne do biegania
do zostania chirurżką
do naprawiania silników
ciało może wyprodukować ciało
SYNEK
Co?
MARTA
Przebiegnij maraton
Przepłyń Atlantyk
Napraw silnik
Weź urodź dziecko
No weź
Ciało
SYNEK
Sama se…
MARTA
Rzadko korzystam z okrucieństwa
Z mięśni ud
Nie naprawiam silników
I nie rodzę dzieciaków (Marta chce wypchnąć Synka z windy, ale akurat wsiada jego ojciec)
Ojciec i Synek jadą windą
OJCIEC, SYNEK, MARTA
MARTA
Dobry
OJCIEC
Dzień dobry
Pauza. W tle słychać szuranie kapci idącego po schodach Dziadka.
SYNEK
Czemu nie gadasz z Dziadkiem?
MARTA
Zapytał Synek
OJCIEC
Jak nie gadam? Gadam.
SYNEK (patrzy na Martę)
No nie słyszałem
OJCIEC i MARTA (jednocześnie)
Bo nie słyszałeś
SYNEK
Nie lubisz Dziadka?
OJCIEC
Synek, co ty?
SYNEK (patrzy na Martę)
No weź
OJCIEC
Co ty mnie tak pytasz?
SYNEK
Tato, czemu nie gadasz z Dziadkiem?
Winda dojeżdża na 6 piętro.
SYNEK
Tato
OJCIEC
Wyłaź.
Szóste piętro
SYNEK, MARTA (trzyma windę), OJCIEC, DZIADEK (milczy) i ZAWSZE GOTOWA SOCREALISTYCZNA RĘKA BABCI
Synek siedzi na kuchennym zydlu, Dziadek na krześle przy stole, Ojciec na wersalce, Ręka Babci w gotowości.
OJCIEC (Synek robi lip sync do słów Ojca)
Ale dobre to ciasto mama zrobiła. Ile można kawałków?
SYNEK (patrzy w stronę windy i Marty)
Zapytał Ojciec.
ZAWSZE GOTOWA SOCREALISTYCZNA RĘKA BABCI (Synek robi lip sync do słów ręki babci)
Dobre, bo dziadek ciasto kręcił. No ze dwa to możesz.
DZIADEK (pociąga głośno nosem)
OJCIEC (Synek robi lip sync do słów Ojca)
Żartuję, przecież mama wie, że ja nie mogę, bo mam cukrzycę.
ZAWSZE GOTOWA SOCREALISTYCZNA RĘKA BABCI (Synek robi lip sync do słów ręki babci)
E tam taką cukrzycę. Cukrzycę to ja mam.
OJCIEC (Synek robi lip sync do słów Ojca)
Właśnie i będę miał taką jak mama.
Słychać walenie w metalowe drzwi. Ktoś na innym piętrze niecierpliwi się, że winda nie jedzie.
MARTA
Zara, zaraz, (woła Synka) chodź już, bo się niecierpliwią.
SYNEK
(do Marty) Idę! (do ręki babci) Pa babciu, pyszne było, dziękuję. Cześć tato.
OJCIEC (zerka na Dziadka)
No cześć, cześć.
ECHO ROZCHODZĄCEGO SIĘ PO KLATCE SCHODOWEJ GŁOSU DZIECKA
Niech ktoś zapyta nas
Niech ktoś zapyta nas…
Winda
MARTA, SYNEK
MARTA
Chodź już bo walą.
SYNEK
Kto to wali?
MARTA
To z siódmego.
SYNEK
Z siódmego?
MARTA
Nie wiem, właź.
SYNEK
Nigdy tam nie byłem. Śmierdzi tam czymś dziwnym.
MARTA
Kadzidło palą.
Nie byłeś na siódmym?
SYNEK
A po co. Wiem, że jest.
Wszystko przecież słychać.
Tutaj mi dobrze.
Też mają dywany i balkon.
Gdzie jedziemy?
MARTA
O co chciałeś mnie zapytać?
SYNEK
I tak mi nie powiesz.
MARTA
Może powiem,
Może już czas…
Winda rusza do góry.
ECHO ROZCHODZĄCEGO SIĘ PO KLATCE SCHODOWEJ GŁOSU DZIECKA
Psieplasiam juś nie będę
Psieplasiam nie-nie-nie-nie-nie-nie-nie…
Trzask, hamowanie, dźwięki spadających w zsypie śmieci. Winda gwałtownie zjeżdża w dół.
Piwnica Dziadka
MARTA (trzyma windę), SYNEK (wchodzi do piwnicy), CHÓR BRYŁEK WĘGLA (śpiewa w oddali, słychać kapanie wody)
SYNEK
Co to jest?
MARTA
Idź Synek,
Idź, idź…
CHÓR BRYŁEK WĘGLA
Miłości marsz miłości
Na sam dół zjechał pan
Nocą zamyka gości
I śpiewa tam tam tam
Psieplasiam woła Jaś
Chociaż nic ci nie zrobił
Niech ktoś zapyta nas
Niech ktoś zapyta nas
I raz i raz i raz
I jeszcze jeszcze raz
Już nic już nic już nie
Nie wolno ruszyć się
A kto tam się tak drze
No kto tam się tak drze
Robaki w dupie masz
Masz wszędzie wszędzie wszy
Raz raz i raz i trzy
Raz raz i raz i trzy
Za chwilę zgnijesz ty
Potem zgnijemy my
Miłości marsz miłości
Na sam dół zjechał pan
Zamyka nocnych gości
I śpiewa tam tam tam
No weź się weź się w garść
Sam sobą zajmij się
Nie będą tulić cię
Nie będą głaskać cię
Czy ojciec ocknie się
Czy sąsiad dusi je
Wypuście plosie mnie
Wypuście plosie mnie
Miłości marsz miłości
Na sam dół zjechał pan
Zamyka nocnych gości
I śpiewa tam tam tam
Ociec was bardzo kocha
Och jak on ciebie kocha
Jasieńku wytrzyj łzy
Do rana szybko zleci
Tak to już właśnie jest
gdy łobuzują dzieci
Do pieca wsadził je
Malutkie własne dzieci
I upiekł je jak chleb
Do rana szybko zleci
Miłości marsz miłości
Na sam dół zjechał pan
Zamyka nocnych gości
I śpiewa tam tam tam
Nie zapytałeś mnie
Czy wiemy może że
Czy wiemy może gdzie
Gdzie dziadek włóczy się
Upiecze go jak chleb
Do rana szybko zleci
Tak to już właśnie jest
Gdy łobuzują dzieci
Miłości marsz miłości
Na sam dół zjechał pan
Zamyka nocnych gości
I śpiewa tam tam tam
ECHO ROZCHODZĄCEGO SIĘ PO KLATCE SCHODOWEJ GŁOSU DZIADKA
To taki sen
Przepraszam, ja nie…
Na pielgrzymce powiedzieli, że to sen
Przepraszam
Więc to sen, to sen
SYNEK
Dziadek? Dziadek?
Słyszałem Dziadka.
Marta wciąga Synka do windy.
MARTA
Chodź!
Muszą to sami załatwić
Winda
MARTA I SYNEK
SYNEK
Nacisnęłaś?
MARTA
Nie, a ty?
SYNEK
Nie. To wciśnij.
MARTA
Które?
SYNEK
A które? Szóste.
MARTA (chce wcisnąć 6 ale nie ma guzika z numerem 6)
…
SYNEK
Co?
MARTA
Nie ma
SYNEK
Co?
MARTA
Nie ma szóstego
SYNEK
Jak nie ma?
MARTA
Zobacz
SYNEK
Zniknęło?
MARTA
…
SYNEK
To może…
MARTA
Piąte?
SYNEK
i jedno wejdziemy?
MARTA
Siódme.
SYNEK
I zejdziemy?
MARTA
Tak.
SYNEK
Jeszcze raz (zamyka oczy, zasypia).
Jest?
MARTA
Nie-e
SYNEK (patrzy na dłonie – budzi się)
Kurwa.
Dziaaadkuu!
Nie ma szóstego piętra?
Dziaaadkuu!
Wiedziałaś?
Tato! Tato, nie ma szóstego!
Gdzie moje piętro?
Gdzie mój dziadek, babcia, Marta?
Marta
Marta
Marta
MARTA
A co ty, Synek? Ty nigdy nie byłeś na zewnątrz?
SYNEK
…
MARTA
Synek…
SYNEK
Co?!
MARTA
Ty nigdy nie byłeś na zewnątrz.
SYNEK
No nie…
MARTA
Chłopaku…
SYNEK
Co?
pauza
Zabierzesz mnie tam?
MARTA
Najpierw pojedziemy na siódme.
SYNEK
Dlaczego na siódme?
MARTA
Na siódmym piętrze latają sowy. Trzeba schylać głowy.
Winda z Martą i Synkiem w środku rusza na siódme piętro. W piwnicy pojawia się Ojciec i Dziadek.
Piwnica Dziadka
OJCIEC, DZIADEK
OJCIEC
Nie wiem jak działa lustro
Jak to jest, że ma głębię
Kiedy stoję blisko, to jestem blisko
A kiedy stoję daleko, to jestem daleko, głęboko w lustrze
On siedzi przy stole i mnie nie widzi
Ale ja jestem, tylko że w lustrze
Nie widzisz mnie
A ja jestem, z tyłu
Musiałbyś wejść do lustra
Albo się zbliżyć
Żeby mnie zobaczyć
Musiałbyś wstać od stołu tato
DZIADEK
To taki sen
Przepraszam, ja nie…
Na pielgrzymce powiedzieli, że to sen
Przepraszam
Więc to sen, to taki sen
OJCIEC
Chodź na obiad
DZIADEK
…
OJCIEC
mama mówi, że można jeść
DZIADEK
…
OJCIEC
ciepłe jest.
pauza
To ciasto tak ukręciłeś, smaczne.
DZIADEK (patrzy w stronę Marty)
Dziadek nie wie co miałby powiedzieć Ojcu.
pauza
No przestań, przestań,
Ja też, ja ciebie też.
Szurając kapciami Dziadek podchodzi do Ojca, bierze go pod rękę i wychodzą razem.
Winda
MARTA i SYNEK (Marta z Synkiem jadą na siódme piętro. Nagle słychać trzask i hamowanie, winda zacina się między piętrami, Marta wciska się w kąt, ociera barkami o sąsiadujące ze sobą ściany, staje na palcach by dotknąć sufitu)
SYNEK
Ej, nie teraz, jedziemy. No jedź!
MARTA (śmieje się)
SYNEK
Halo! Działaj!
MARTA (śmieje się)
SYNEK
Ty to lubisz
MARTA (śmieje się)
SYNEK
Lubisz tu siedzieć
MARTA
Lubię
SYNEK (wciska wszystkie guziki po kolei)
No jedźże…
Synek tupie, wprawiając windę w drżenie. Marta podnosi się i porusza w rytmie windy. Tańczą do „Harvest Moon” Jane Birkin.
SYNEK (ciężko wzdycha)
Jak tam jest, Marta?
MARTA
Wybierasz się gdzieś?
SYNEK
Nie będzie przecież tu stała wiecznie.
MARTA
Marta uśmiecha się przebiegle…
SYNEK
Mówię poważnie.
MARTA
Nie będzie przecież tu siedział wiecznie?
SYNEK
Opowiesz mi?
MARTA
Opowiesz mi miłość i szczęście?
SYNEK
Jak tam jest?
MARTA
Tam, tam Synek jeździ się samochodem. Z babcią na działkę zrywać bez. Tupie się stopą w kałuży. Pali papierosy. Pije się herbatę z Heleną i przedstawia jej czternaście razy, aż chce się śmiać i trochę głupio. Tuli pieski, zbiera komplementy, pozdrowienia. Mówią, jak bardzo im cię brak. Jesz placki ziemniaczane ze śmietaną i zupę z dyni z tej działki. Jedziesz do Eli, do Grzesia, do nie-swojego domu, ale nie mówią tego, co chcesz usłyszeć. Za miasto prawie. I widzisz jak jest prosto, jedziesz, trochę krzyczysz. Pusto. Chciałam jechać szybko, najszybciej, przed siebie. Gdzie mniej ludzi i więcej drzew. Podejrzewałam, że jak wyjadę na autostradę, to już nie wrócę, ale jechałam. Szybciej, szybciej, szybciej, aż skończyły się biegi, powody i łzy.
Winda rusza niespodziewanie. Marta i Synek przewracają się na podłogę. Dojeżdżają na 7 piętro.
Siódme piętro
BOŻENA i WANDA (malują przy sztalugach) MARTA i SYNEK
BOŻENA
To jest legenda, Wando.
WANDA
Czyżby, Bożeno? Widziałaś, co jest na dole w szybie?
BOŻENA
Co takiego, Wando?
WANDA
Idź zobacz. Idź, proszę Bożeno zobacz i wówczas dokończymy naszą rozmowę w tym temacie.
BOŻENA
Istotnie, udam się tam, jak tylko zakończę nakładanie werniksu.
WANDA
Jest to sprawa priorytetowa.
BOŻENA
Ale cóż to, czy mnie oczy nie mylą? Zdaje się, że mamy gości.
MARTA
Synek nigdy nie był na powierzchni.
WANDA
Jak wyjdzie, to oślepnie, niczym koń.
MARTA, WANDA, BOŻENA (śmieją się długo i perliście)
SYNEK
Mam też jednego mlecznego zęba!
WANDA (poważnieje)
Trzeba wyrwać. Wyrwać natychmiast.
BOŻENA
Czyżbyś chciała, Wando, zasugerować metodę?
WANDA
Metoda na windę, stara, sprawdzona metoda.
SYNEK
Myślałem, że to legenda…
WANDA
Następny, kurwa.
BOŻENA
Podobno nie ma szóstego, Synek?
SYNEK
Skąd pani wie?
BOŻENA
Nie ma, nie ma.
WANDA
Nie ma szóstego, Synek.
SYNEK
Skąd pani wie?
BOŻENA
A kto to się tak drze?
No kto tam się tak drze?
Masz wszędzie wszędzie wszy?
Wanda dołącza do Bożeny, śpiewają razem.
Raz raz i raz i trzy
Raz raz i raz i trzy
Potem zgnijemy my
I może zgnijesz ty
W oczach Synka pojawia się strach.
MARTA
Ja tak wyrwałam trzy mleczaki. Obwiązałam nitką, drugi koniec podałam bratu, wsiadłam do środka, on zatrzasnął drzwi, wcisnęłam zero i do dziś w szybie leżą moje trzy białe ząbki.
SYNEK
Przecież to musiało strasznie boleć?
WANDA
Ojjj te synki, synki… nic się widzę nie zmienia, Martuniu.
Siedzimy, Bożeno, na naszym strychu, a świat ani kroku naprzód.
BOŻENA
I co to z tobą będzie, Synek?
MARTA
Właśnie, Synek?
WANDA
Synek
SYNEK
Nie
jestem
synek
MARTA, WANDA, BOŻENA (przedrzeźniają go)
Synek, synek, synek…
SYNEK
Nie
Jestem
Synek!
MARTA, WANDA, BOŻENA
Synek, synek, nie jestem synek!
SYNEK (chce wyrwać ząb palcami)
Nie
jestem…
przecież ciągnę, ciągnę i nie idzie
MARTA, WANDA, BOŻENA (kibicują mu)
Synek, synek, synek
SYNEK
Synek, synek, synek szarpie i szarpie
palce zsuwają się z zęba
próbuje drugą dłonią, też nie może wyrwać
WANDA, BOŻENA (dalej kibicują)
Synek, synek, synek
MARTA
Chodź, pomogę ci
SYNEK
Marta chce mu pomóc, ale odpycha ją,
chce sam, sam chce wyrwać zęba.
Ja sam, ja sam, woła synek, ja sam.
Wyrwę go
Sam pójdę
Sam
Ja sam, ja sam, ja siam
Synek wsiada do windy, wali głową w drzwi, wybija sobie zęba, jego krzyk niesie się echem po klatce schodowej, zjeżdża na parter.
MARTA
Gdybym wyszła za mąż wcześniej
Co noc liczyłabym siniaki
Gdybym wyszła za mąż z miłości
Patrzyłabym jak snuje się po ziemi nieukojona głowa
A ponieważ nie wyszłam za mąż z niej
To nie widzę zbyt często
Prawie w ogóle
Dwa razy w roku co to jest
nie widzę
udaję że mnie nie woła
i nie ma jej
Marta zbiega po schodach za Synkiem, Wanda i Bożena schodzą w trakcie ich rozmowy.
WANDA
I co, teraz mi wierzysz?
BOŻENA
Przerwana asertywność…
WANDA
kiedyś skakała z szóstego piętra
i biegała po dachach bloków…
BOŻENA
może cię wsadzić do łóżka na długie, zbyt krótkie tygodnie.
WANDA
Winda bez guzika alarm,
niezatrzymywalna, stoi.
BOŻENA
Patrzę na dłonie czy usnę
i nie mogę domknąć drzwi.
WANDA
ZREMBki materiałów i nitek
owinięte wokół srebrnego zęba
babci zębuszki nie-wróżki jak…
WANDA i BOŻENA (mówią razem)
przyklejony pod ławką z nosa gil.
WANDA
Mówiłam ci, Bożeno.
BOŻENA
Mówiłaś, Wandziu, mówiłaś.
Pożegnanie. Parter – wyjście z klatki.
MARTA, SYNEK, BOŻENA i WANDA
SYNEK
Chodź ze mną
MARTA
Już tam byłam, Synek.
SYNEK
Chodź jeszcze raz.
MARTA
Nie, zostanę tu.
SYNEK
Chodź, wskocz, jak do tej studni we śnie.
MARTA
Już tam byłam.
SYNEK
Ale nie ze mną, chodź
pauza
potrzebuję cię.
MARTA
Wiem, Synek, wiem.
SYNEK
No to chodź.
Fajnie będzie.
Synek rusza w stronę wyjścia, po chwili się odwraca.
Marta
Idziesz?
MARTA
Właśnie myślę i… nie, raczej nie.
SYNEK
No bo ja to pójdę, ok?
MARTA (ciężko wzdycha)
SYNEK
Ale ty jesteś tu, prawda?
MARTA
Jestem.
SYNEK
Zwolniłaś wtedy?
MARTA
Tak, zwolniłam.
Zwolniłam, zawróciłam i nigdy więcej tam nie pojechałam.
SYNEK
Kocham cię, Marta.
MARTA
Wiem, Synek, wiem.
Synek wychodzi z bloku.
Ja też.
długa pauza
MARTA (woła za Synkiem)
On nie wskoczył za mną do tej studni we śnie.
Widziałam pierwszy krok, więc skoczyłam,
Ale on nie chciał, a ja już leciałam.
Nie można się zatrzymać w locie.
Miał alergię na śmierć,
Nic dziwnego, że nie chciał.
Bożena z Wandą otwierają Marcie windę, wszystkie wsiadają i jadą na dach.
Winda
MARTA, BOŻENA i WANDA (patrzą w szparę między windą a drzwiami)
MARTA
Normalnie bym teraz płakała, upijała.
Patrzę na dół i czuję jak jestem krótko i lekka.
Jasnoróżowo, błękitno-turkusowa i głęboko granatowa.
Chude nóżki, wystający brzuch.
Kradnę kępki sierści, z których moszczę sobie posłanko,
zatulam się w nim i dalej śnię bezpieczna.
Nie mam lęku,
pieczenia w mostku,
serce nie obija się o ściany,
grzeją mnie kafle i żeliwne drzwiczki.
MARTA, BOŻENA i WANDA (nucą razem. Marta rozpędza się po dachu, wybija do góry i skacze. Zaczyna się utwór Harvest moon Neila Younga.)
WANDA
Patrz Bożenko, poleciała.
BOŻENA
No, poleciała. Już czas.
KONIEC
Aleksandra Majer – z wykształcenia kulturoznawczyni, zawodowo HR-ówa, a hobbistycznie lubię czasem machnąć jakiś kolaż. IG: https://www.instagram.com/olaola_/