
Arkadiusz Sieroń – fragment powieści
Oczywiście, że ryczeliśmy, jak Mufasa umierał. Cała sala wyła. Nawet chłopakom wolno było płakać. Poszedłem do kina z mamą, do Bałtyku albo Polonii. W 1994 roku miałem 6 lat. To był mój pierwszy raz w kinie.
Król Lew na trwale zagościł w moim sercu. Został bajką dzieciństwa, wielokrotnie oglądaną na kasecie VHS. Ale filozofii hakuna matata do dzisiaj sobie nie przyswoiłem. Miałem raczej podskórne przekonanie, że „to nie skończy się dobrze”. Może przez tę scenę z Mufasą.
Marcinów pisze w Bezmatku, że „jedno piękne wspomnienie z dzieciństwa i jesteś zbawiony”. Powtarzam to sobie, chociaż bez przekonania. Wspomnień z matką łaknę jak wody na pustyni. Kiedy wszystko sobie przypomnę, dowiem się, kim była.
Nie mieć i nie znać matki to najgłębszy z braków, nawet nie wiadomo, co się utraciło. Wciąż liczę na koniec blackoutu.
*
Cieknie jej z ust. Cieknie mi z ust. Leży na podłodze. I ja leżę na podłodze. Ona nieprzytomna, ja w zmienionym stanie świadomości. Jesteśmy oddzieleni czasem i przestrzenią, a jednak
w jakiś sposób połączeni.
Leżę na dywanie, bo zsunąłem się z materaca. Pozwalam, żeby wypływała ze mnie ślina. To obrzydliwe, ale dotykam jej. Przypomina kojące wody płodowe. Nawilża i oczyszcza. Odpędza złe duchy i leczy. Jezus uzdrawiał śliną.
W kropli śliny dostrzegam wszystko: czas, tajemnicę wszechświata, życie, Boga. Bóg też jest człowiekiem: też się smuci, też się boi, też leci mu ślina.
Widzę mamę, w jakimś sensie nią jestem. Leży na podłodze w kuchni, w ślinie
i upodleniu. Ma drgawki, a z jej ust toczy się piana. Boję się. Na szczęście jest ze mną babcia. Dzwoni na pogotowie. A może ja dzwonię? Wróciliśmy do mieszkania
w samą porę. Przyjeżdża karetka. Wstydzę się.
To ma związek z alkoholem.
W tym też jest Bóg, w ślinie i upodleniu. Tak sobie mówię.
*
Moja matka była alkoholiczką.
Ale co to właściwie znaczy?
Wstydzić się. Wstydzić się, gdy leży na klatce schodowej pod drzwiami do mieszkania
i widzą ją sąsiedzi. Wstydzić się, gdy przychodzi pijana odebrać mnie ze szkoły. Wstydzić się, gdy przyjeżdża po nią pogotowie. Wstydzić się, gdy trafia na izbę wytrzeźwień. Wstydzić się, gdy upija się na wydarzeniach towarzyskich, a w oczach współbiesiadników widać zażenowanie. Komunia? Pijana. Urodziny? Pijana. Wielkanoc? Pijana. Boże Narodzenie? Pijana. Zawsze jest nadzieja
i zawsze rozczarowanie. Strumień niespełnionych obietnic: „to był ostatni raz, mama już nie będzie pić”, „poprawi się, w tym nowym ośrodku jej pomogą”, „na kolejne święta będzie trzeźwa”.
Matkę alkoholiczkę wyprowadza się do kuchni albo zamyka w drugim pokoju, żeby doszła do siebie. Jak niesforne zwierzę. Nawet matka matki alkoholiczki mówi o niej per franca i krzyczy, czy ona wstydu nie ma, że upija się przy synu.
Samemu też się nią pogardza: „znowu jesteś najebana”. Dzieci może wszystkiego nie rozumieją, ale zdają sobie sprawę, że utrata podstawowej kontroli nad własnym ciałem – pion, mowa, zwieracze – jest patologiczna.
Matka alkoholiczka wiąże się z brakiem bezpieczeństwa. Trudno o przewidywalność, bo nigdy nie wiadomo, czy będzie trzeźwa, czy pijana, gdy wróci się ze szkoły do domu. Zresztą nawet jeśli będzie w dobrym stanie, to – jako zmiennokształtna – może szybko przemienić się
w Mr Hyde’a. Może też gdzieś zniknąć.
W jej rękach nawet zwykłe czynności mogą być zagrażające. Pewnego razu gotowała synowi obiad, ale będąc na gazie trudno najwidoczniej obsługiwać kuchenkę gazową. Na szczęście tata zdążył wrócić w porę z pracy.
Matka alkoholiczka to wielka nieobecna. Może nie być jej w domu, bo poszła na picie albo na odwyk. Może znajdować się w szpitalu, w izbie wytrzeźwień, w ośrodku, w klubie AA. Gdzie byłaś, mamo, gdy cię nie było? Może stać przy tobie i równocześnie pogrążać w swoim alkoholowym świecie. Zakłada wtedy okulary przeciwsłoneczne, ale to tylko wzmacnia jej odcięcie. Czy ona naprawdę myśli, jak dziecko bawiące się w chowanego poprzez zakrycie twarzy dłońmi, że kiedy nie widać jej oczu, to nikt nie wie, że jest porobiona?
Matka zawsze mi się chowa, a jej oczy nie potrafią na mnie spocząć.
*
– Kocham cię, mamo!
– Ja ciebie bardziej!
– Nie, ja bardziej!
– Ja ciebie o jeden więcej!
– A ja o sto więcej!
– O tysiąc!
– Milion!
– Kocham cię jak stąd do nieskończoności!
– Jak stąd do nieskończoności i jeszcze trochę!
– Dwie nieskończoności!
– Nieskończenie wiele nieskończoności!
Może nie do końca rozumieliśmy pojęcie nieskończoności, ale nasza miłość była silna
i czysta. Przynajmniej wtedy. Może to jest to wspomnienie, które mnie ocali.
*
Uzależnienie to ucieczka. Uciekasz tak długo, aż zapominasz, kim jesteś, co staje się częścią twojej tożsamości. Nie pamiętasz siebie sprzed picia, swoich dawnych pasji i radości. Alkohol wyciąga
z ciebie esencję. Tracisz tożsamość, stajesz się plazmą. Zostaje ci tylko picie. Krąg się zamyka.
Uzależnienie to utrata kontroli nad życiem. Twój pojazd traci sterowność, dryfujesz od butelki do butelki, tak jak zawieje etanolowy wiatr. Nie masz pojęcia, dokąd zmierzasz, więc jeszcze bardziej przestajesz wiedzieć, kim jesteś.
Uzależnienie to przyjemność odrętwienia. Trudne emocje nie mają do ciebie dostępu, wpadają do wódczanej fosy. Ten okropny stres, który na trzeźwo towarzyszy kontaktom z innymi ludźmi, znika. Stajesz się zabawna. Współbiesiadnicy cię lubią, a może i szanują, jeśli pijesz
z głupszymi od siebie. W głębi ducha czujesz się samotna.
Uzależnienie to poczucie mocy. Jesteś potężna, praktycznie niezniszczalna. Nie dostrzegasz lęku, działasz. Możesz wszystko. Ujawniasz swój prawdziwy potencjał.
Uzależnienie to upadek. Pieniądze na jedzenie wydajesz na alkohol. Kradniesz. Wyprzedajesz majątek, aby mieć na flaszki. Zapominasz zrobić zakupów i ugotować obiad dla dziecka. Kłamiesz, że musisz wyjść i pilnie coś załatwić. Po powrocie kłamiesz, że nie piłaś. Zawstydzasz syna, wstawiona odbierasz go ze szkoły. Awanturujesz się. Twoje relacje
z najbliższymi więdną. Pijesz coraz podlejsze płyny. Zadajesz się z coraz bardziej podejrzanymi typami. Z Łodzi przeprowadzasz się do Sieradza. Chodzisz pić na metę. Lądujesz na izbie wytrzeźwień z największymi ochlapusami. Zasypiasz w miejscach publicznych. Pijesz tak, że tracisz przytomność i musi przyjechać po ciebie pogotowie. W przebłyskach klarowności zdajesz sobie sprawę, że się staczasz. Nie jesteś przecież głupia. Byłaś wzorową uczennicą. Miałaś iść na studia. Byłaś zawsze elegancka i elokwentna. Jeszcze pamiętasz. Twoje poczucie niższości się pogłębia. Zapijasz je. Twoje poczucie winy się nasila. Zapijasz je. Twoje upokorzenie staje się nie do wytrzymania. Zapijasz je. Wspomnienia palą. Zapijasz je. Słońce zaczyna cię razić. Widok kwiatów mierzić. Nie możesz patrzeć w swoje odbicie, błękit nieba. Nie czytasz już poezji. Zapominasz pieśni, przestajesz tańczyć. Chowasz się do jaskini. Chleb przestaje ci smakować. Zaczynasz jeść surowe ryby. W skrytości ducha jeszcze pamiętasz, że byłaś dumną i piękną kobietą, bożym dzieckiem. Ta świadomość niesie ból. Zapijasz go. Do butelek z wódką mówisz „gwiazdy mojego życia”. To są jedyne słowa, które pamiętasz. Alkohol cię pochłania. Może jeszcze gdzieś tam we mgle świadomości dawnego życia kołaczy ci imię bliskiej kiedyś osoby. Pijesz tak mocno, że upijasz się na śmierć. W dłoni ściskasz butelkę z wódką. Umierasz pośród gwiazd, ale niekoniecznie szczęśliwa.
*
Gdyby umarła po prostu raz, to nie byłoby jeszcze tak źle. Ale moja matka odchodziła ode mnie wiele razy. Najpierw w alkohol. Wybrała wódkę zamiast mnie, jak przez wiele lat wierzyłem. Później wyprowadziła się z domu, bo to ojciec otrzymał opiekę. Przeprowadziła się do innego miasta. Widywaliśmy się co dwa tygodnie, jak ustalił sąd. Każde spotkanie kończyło się rozstaniem.
A później odeszła z tego świata.
Jej śmierć sama w sobie nie była znaczącym wydarzeniem. Dla mnie matka nie żyła już od dłuższego czasu. Wysyłała mi esemesy z życzeniami na urodziny i święta. Odpisywałem jej: „dziękuję, wzajemnie, pozdrawiam”.
Bardziej martwa nie mogła się stać.
Jeśli miałbym wymyślić gorszy proces dowiadywania się o śmierci matki, to nie dałbym rady. O wszystkim powiedział mi ojciec. Zapytał, czy możemy porozmawiać. Ja odparłem, że nie bardzo, bo jestem umówiony z kumplem. Wysłuchałem go ze spokojem, a potem wyszedłem, bo nie lubiłem się spóźniać. Po drodze zadzwoniłem do dziewczyny. Odparła, że właśnie zdechł jej pies.
Nie uroniłem ani jednej łzy. Na pogrzebie też nie płakałem, ani zresztą później, przez lata. Mój mózg zdekodował płynące do mnie słowa, ale nie pojął tego, co się wydarzyło.
Umarła na alkohol. Utopił ją. We krwi, może też w smutku. W żargonie medycznym zapisano, że zgon nastąpił z powodu niewydolności pnia mózgu po spożyciu alkoholu
z następczym obrzękiem płuc i obrzękiem mózgu. Po wódzie, jak na alkoholiczkę przystało. Przynajmniej była konsekwentna. Zmarła w Sieradzu. Pochowaliśmy ją w Łodzi
w grobie jej rodziców. Zaordynowałem kremację. Miała czterdzieści sześć lat.
Ja właśnie skończyłem dwadzieścia lat, ale dopiero po trzydziestce zrozumiałem, czym jest rozpacz.
*
Strumienie.
Widzę je. Może nie tyle dostrzegam, co czuję. Coraz wyraźniej. Jak pulsują. Jak oplatają subtelnie świat, przecinając się to tu, to tam. Trudno je opisać. Po prostu płyną. Każdy człowiek emanuje strumieniem, nawet jeśli nie zdaje sobie z tego sprawy. Większość nie jest świadoma swoich zdrojów. Ale one snują się i tak, czasem w poprzek czasu. Mniejsze, większe, krystalicznie czyste i zamulone, wartkie ruczaje i leniwe strugi. Każdy jest piękny i niestrudzenie toczy swe wody.
Stoję na polanie. Zamykam oczy i słucham szumiących potoków. Krążę między nimi, zbieram krople smutku. Wypełnia mnie spokój. Zanurzam się, gdy mam ochotę. Przeskakuję przez porohy. Tańczę przy wodospadach. Na miękkich nogach, z luźnymi rękoma. Całe moje ciało jest gąbczaste: przepuszcza wszystko. Ciecz przepływa i wypływa. Uśmiecham się. Gdy trzeba nawodnić ogród, potrafię pokierować biegiem rzeki.
Zrywa się podmuch wiatru. Zwiewa przymiotniki. Strumienie nie są teraz ani dobre, ani złe. Są, lecą. To takie proste. Nieważne, co się dzieje, woda płynie. Jedyne, co mogę zrobić, to poddać się nurtowi. Nie da się trochę zanurkować. Albo wchodzi się do rzeki, albo nie.
A może nie da się wejść, bo człowiek jest rzeką, chwilowo tylko podzieloną na wiele strużek?
nie ma co się przywiązywać
ładne brzydkie
radosne smutne
takie owakie
w esencji wszystko jest —
Od mamy również płynęło. Inaczej, ale esencja była taka sama. Woda, którą niosą strumienie, może wyglądać różnie, ale wszystkie rzeki to dzieci oceanu. Tam biorą swój początek i tam na koniec wracają.
A zatem stoję na polanie i czuję jak tysiące tysięcy strumieni nawzajem się przenika. Wyglądają odmiennie, ale wzrok łatwo ulega iluzjom. Trzeba się wsłuchać: szepczą tę samą melodię.
czy słyszeliście kiedyś morze?
pieśń, którą śpiewa tę samą od zawsze
ja tu jestem, jest dobrze!
Powiadają, że nie da się wejść dwa razy do tej samej rzeki. To nieprawda. Przez całe życie jesteśmy tą samą rzeką.
Jeśli tak, to nic nie ma znaczenia. Mama, tata. Była dobrą matką, była złą matką. Kochała, nie kochała. Skrzywdziła, nie skrzywdziła. Mogłem coś zrobić, niczego nie mogłem zrobić. Bolało tak, bolało siak. Strumień po prostu płynie. Nieroztropnie jest mylić potok z palcem, który na niego wskazuje.
Oczywiście, że kochała – jak rzeka.
Publikowany tekst jest fragmentem powstającej debiutanckiej książki autofikcyjnej
Arkadiusz Sieroń – (ur. 1988) pracuje jako adiunkt w Instytucie Nauk Ekonomicznych na
Wydziale Prawa, Administracji i Ekonomii Uniwersytetu Wrocławskiego. Oczywiście kocha swoją pracę, ale dopadł go kryzys wieku średniego i postanowił spróbować swych sił w pisarstwie. Jest autorem wielu publikacji naukowych, ale marzy o napisaniu powieści. W chwilach wolnych od pisania podróżuje i zdejmuje obrazy za pomocą światła.
Przemysław Krall – rocznik 1988. Absolwent Wydziału Sztuki Mediów i Scenografii ASP w Warszawie, dyplom z wyróżnieniem w Pracowni Projektowania Graficznego dla Mediów. Teksty poetyckie publikował na łamach czasopism artystyczno-literackich tj.: „Rita Baum”, „Fabularie” oraz „Czas Literatury”. Laureat XIII Ogólnopolskiego Konkursu Poetyckiego dla Młodych Twórców im. Zbigniewa Dominiaka w Łodzi. Zwycięzca I nagrody 6. Ogólnopolskiego Konkursu Młodej Poezji organizowanego w ramach Festiwalu Miłosza w Krakowie. Finalista projektu Biura Literackiego „Połów. Poetyckie debiuty”.