
Anna Łoniewska – opowiadanie
Całe życie w bagażniku
Ofiary muszą gdzieś tankować, a przestępcy muszą gdzieś kraść. By pogodzić potrzeby wszystkich, powstały stacje benzynowe. Fiołek, Karczoch i Storczyk doskonale wiedzieli, na której stacji nie ma monitoringu. I to tam dwóch z nich obierało cel kradzieży. Liczyli, że w roboczych ubraniach nie będą ściągać na siebie uwagi. Tymczasem z boku budynku wyłonił się Storczyk – przywódca szajki – i krzyczał z daleka:
– Macie cel na oku?
– Jeszcze głośniej, bo właściciel auta cię nie usłyszał – Fiołek odparował.
– Widziałeś jak on wygląda? – zapytał Storczyk.
– Ja nie, ale Karczoch się przyglądał.
– Co za amatorka! – Storczyk nie raz czuł się, jakby bawili się w złodziei resoraków, zamiast kraść prawdziwe samochody.
– Chcę mieć to za sobą – wyszeptał zdenerwowany Karczoch.
– Czyli wszystko tak jak zwykle. Każdy wie, co robić – Storczyk wydał rozkaz, a pozostali skinęli głowami.
Trzech przyjaciół ruszyło do ataku. Krzyczeliby i wymachiwaliby szablami, gdyby byli na szlacheckiej wojnie. Prężyliby swe pióra, straszyli mocarnymi czapkami, gdyby nie byli przebrani za obsługę stacji. A tak chcieliby popisać się sarmackimi przymiotami. Tymczasem musieli być cicho, zachować dyskrecję i działać bardzo sprawnie. Ach, dlaczego nie mogli trzymać szabli w dłoniach?
Trzech wojowników było w szoku, jak szybko i skutecznie im to poszło. Fiołek wyobrażał sobie zrozpaczoną twarz właściciela, który po wyjściu ze sklepu bądź toalety z przerażeniem zanotuje, że jego samochód zniknął. Zestresowany Karczoch żałował, że po raz kolejny nie powiedział, że nie chce prowadzić. Co chwilę wizualizował sobie patrol, który ich dopada. Storczyk nie chciał sobie niczego wyobrażać. Wyobraźnia zaprowadziła go do tego sposobu zarabiania na życie. Więcej wyobrażeń mu nie trzeba.
Po dotarciu do dziupli zaczęły się oględziny samochodu.
– Ale tu syf. Ktoś chyba nie jest miłośnikiem tego golfa – zauważył Karczoch, przekopując się przez śmieciowe skarby walające się po wnętrzu.
– Jak tam, wszystko z autem w porządku? – Storczyk przyszedł na kontrolę jakości.
– Jeszcze tylko sprawdzę bagażnik – Fiołek wyrwał się wiedząc, że tam są najciekawsze historie. – Oo, chłopaki, mamy bonus! Jaki piękny laptopik! Zaraz sprawdzimy, jaki jesteś stary, kochanie – czule zwrócił się do znalezionego sprzętu.
– A znasz chociaż hasło? – Storczyk zapytał przytomnie.
– Niezabezpieczony. Nie wierzę!
– Kto by pomyślał.
Fiołek ochoczo zabrał się do przeszukiwania komputera. Wyjątkowe skupienie na jego twarzy ściągnęło uwagę Storczyka, który zaczął się niepokoić.
– Co tam tyle grzebiesz? Formatuj dysk i sprzedajemy.
– Co my tu mamy? – Fiołek już eksplorował foldery – „Memy”: ma poczucie humoru. „E-booki”: lubi czytać, znakomicie!
– Co znakomicie? Ty chcesz opchnąć ten sprzęt czy uwieść właściciela?
– „Angielski ćwiczenia”: no, no. O, to wygląda ciekawie: „Wiersze”!
– Daj mi to, zaczynasz mnie wnerwiać – Storczyk zaczął wyrywać laptop Fiołkowi.
– Oj, przestań, stary, tylko jeden, jestem ciekaw! Pewnie i tak będą to jakieś nastoletnie dyrdymały – Fiołek zawołał dziecięcym głosem.
– Niech ci będzie. Ale tylko jeden! – Storczyk zostawił sprzęt w rękach Fiołka.
– Ty, Storczyk, to jest całkiem dobre.
– No i świetnie, a teraz formatujemy.
– Nie chcesz sam przeczytać?
– Nie, chcę to sformatować!
– Ale szkoda będzie, to jest takie piękne! Sam zobacz – Fiolek podstawił Storczykowi laptop pod nos.
– Nic mnie to nie obchodzi – Storczyk odepchnął rękę wspólnika. – Chciałeś jeden wiersz, to dostałeś. Koniec tematu.
– Storczyk, bądź człowiekiem. Będę ci dłużny – głos Fiołka ponownie nabrał błagającej barwy.
– Nie chcesz być mi dłużny.
– Ależ chcę, naprawdę!
– Zakochałeś się czy co? A zresztą! Co mnie to obchodzi? Zgoda. Daj mi ten wiersz.
Twarz Storczyka złagodniała. Chwilę później zmarszczył brwi, a na koniec lektury wzruszenie kazało mu przyłożyć dłoń do ust.
– Rzeczywiście piękne – pokonany Storczyk przyznał otwarcie.
– Czytałeś kiedyś coś takiego?
– Chyba nie.
– A gdzie Karczoch zniknął? On też musi przeczytać. Karczoch! Cho no tu!
– Co jest? – Karczoch wyszedł z chatki. – A, to ten laptopik! Lustrujecie naszą ofiarę?
– Czytaj to – Storczyk podał komputer Karczochowi.
– Niezłe, przyznaję, niezłe…
– Tylko tyle? – oburzył się Fiołek, który spodziewał się zachwytów co najmniej tak wysokich jak jego.
– A co mam ci powiedzieć? No piękny wiersz. Ale co za tego?
– Jak to co! Nie możemy tego odebrać autorowi! To musi do niego wrócić.
– Kto by się spodziewał, że ty Fiołek będziesz taki sentymentalny – Storczyk się wtrącił.
– Spójrz mi w oczy i powiedz, że nie mam racji.
– Masz rację. Tylko co chcesz zrobić?
– Pogrzebię więcej, na pewno trafię na jakiś trop.
– I co wtedy zrobimy? Przyjdziemy do niego i powiemy: „Dzień dobry, ukradliśmy panu samochód, ale bardzo podobają nam się pana wiersze, więc tutaj proszę dajemy pendrive’a ze wszystkimi tekstami”? – Karczoch kpił z pomysłu.
– Musimy do niego iść? Nie możemy koperty do skrzynki wrzucić?
– Rób co chcesz, tylko mnie w to nie wciągaj.
Fiołek zabrał się za śledztwo w sprawie tożsamości właściciela. Gdy doszedł do folderu „foty”, czuł, że prawie jest na miejscu. A więc tak wygląda wielki poeta. Jest całkiem przystojny. I ma przystojną dziewczynę. Tacy ludzie to cholera zawsze muszą mieć wszystko: golfa, piękną kobietę i talent do pisania wybitnych wierszy. Po godzinie przeglądania portali społecznościowych w końcu go znalazł. Poeta widniał na Facebooku pod imieniem: Paweł Ptak. Złodziej scrollował jego tablicę w poszukiwaniu konkursów, nagród, slamów, publikacji, ale tym razem się zawiódł. Jak to możliwe, że Ptaka nigdzie nie ma?
Wieczorem Fiołek, Karczoch i Storczyk świętowali udaną kradzież przy piwie. Storczyk po raz niezliczony opowiadał o tym, jak złamał rękę zdejmując kota z dachu sąsiadki, a Fiołek i Karczoch jak zawsze udawali, że nigdy wcześniej nie słyszeli tej historii. Fiołek tym razem udawał trochę bardziej, ponieważ nawet Storczyka nie słuchał. Wciąż myślał o odkrytych wierszach i zastanawiał się, jak można pisać tak pięknie? Chowa się Leśmian, chowa się Petrarka, nawet Baudelaire się chowa. Jak to może być, że taki zwykły człowiek ze zdjęcia pod palmami tak perfekcyjnie włada słowem? To mu nigdy nie da spokoju, musi zderzyć swoje pytania z żywym autorem, bo inaczej już nigdy nie będzie w stanie ponownie wysłuchać żadnej z opowieści Storczyka. Jeśli Fiołek może zrobić coś dla świata, jeśli może jakoś odkupić swoje winy za kradzież samochodów, to pokazać wszystkim poezję, jaka się ani filozofom, ani poetom dotąd nie śniła!
– O czym tak dumasz? – Storczyk wyrwał Fiołka z zamyślenia.
– Takie tam, co na obiad zrobić, jaki prezent kupić żonie…
– Macie rocznicę? – Karczoch się wtrącił.
– Tak, niedługo jakoś.
– Ha! Mam cię! Rocznicę macie za pół roku – Karczoch ucieszył się jak dziecko z przyłapania kolegi na kłamstwie.
– Pamiętasz takie rzeczy? – zapytał zaskoczony Fiołek.
– Tak, bo pół roku temu byliśmy na waszej imprezie.
– Ach tak, no tak – Fiołek podrapał się w głowę – to coś mi się pomyliło.
– Już ja wiem, o czym ty myślisz – Karczoch powoli demaskował wspólnika.
– Nic nie wiesz.
– Ani mi się waż! – Karczoch przewidywał, co chodzi po głowie Fiołkowi i przeszedł do delikatnej groźby.
– Nie wiem, o czym mówisz.
– Nawet o tym nie myśl.
– Ale o czym?
– Bo zabiorę ci komputer.
Po tym zdaniu padła krótka chwila ciszy, podczas której obaj szykowali się do rozpoczęcia wyścigu. Był to moment do namysłu, jak wystartować, by wygrać. I ruszyli! Pokonanie krótkiego dystansu z przeszkodami może być bardziej kłopotliwe niż by się wydawało. Najpierw Karczoch odepchnął Fiołka, lecz ten szczęśliwie spadł na kanapę. Zaraz po pozbieraniu się Fiołek sięgnął Karczocha miotłą. Silne uderzenie piszczeli skutecznie zatrzymało Karczocha i Fiołek wysunął się na prowadzenie. Teraz już poszło gładko. Gdy Karczoch jęczał z bólu, rywal porwał komputer z pokoju obok i schował się w toalecie. Storczyk jako jedyna publika wszystko by nagrał, gdyby tylko się zorientował, że wspólnicy szykują się do wyścigu po poezję. Teraz już pozostało mu tylko wzruszyć ramionami, przejrzeć Instagrama i zdenerwować się, że kolega po fachu był na konferencji, która go ominęła.
Fiołek rozsiadł się na toalecie, ponownie otworzył laptopa i przeglądał wiersze. Westchnął głęboko. Gdyby tak mógł je przeczytać w książce. Albo chociaż w antologii. Magazynie literackim. Gdyby tak mógł powąchać te słowa na papierze. Tyle drzwi, by to otworzyło i jemu samemu! Byłby odkrywcą wybitnej poezji. W końcu zaczęto by się z nim prawdziwie liczyć. To był moment, w którym Fiołek zrozumiał, że zmarnował życie. Trzeba było zostać mechanikiem – szepnął do siebie, zamknął komputer i odważnie wyszedł z toalety ze sprzętem pod pachą.
– Koledzy, wiem, że się ze mną nie zgadzacie. Ale to moja powinność, by wypromować tego autora – oświadczył.
– Ty nie możesz pozbawić siebie do okazji, by odkryć kogoś wybitnego – Karczoch go przejrzał.
– Chcesz go obsypać złotem? – Storyczk ironizował.
– Może i obaj macie rację! To mnie nie powstrzyma. Może to jakiś znak, by z tym skończyć?
– To w tym roku bez wakacji z rodziną? – kpił Storczyk.
– Myślałem, że chcesz córkę posłać na studia – dołączył się Karczoch.
– Trudno! Nie można mieć wszystkiego. Idę tam, do autora wybitnej poezji.
– Chcesz iść na dno? Proszę bardzo, idź. Ale nie pociągaj nas za sobą! – Karczoch zawołał z niepokojem.
– Nie martwcie się, pominę was milczeniem. Nigdy was nie znałem.
– Nie wygłupiaj się, wszyscy wiedzą, że się znamy. Nasze żony chodzą razem na zakupy, nasze dzieci się przyjaźnią – Storczyk próbował otrzeźwić wspólnika – ale idź, jak musisz. Tylko bądź ostrożny. Waż słowa, jakbyś sam poezję pisał.
– Tak jest kapitanie! – Fiołek zawołał radośnie, po czym wybiegał z chaty i ruszył w drogę. Był tak przejęty, że nie zauważył, jakim samochodem odjechał.
To trzeba mieć tupet, żeby ukraść komuś samochód, a potem prosić go o autograf – mógłby Fiołek pomyśleć, gdyby myślał odrobinę bardziej trzeźwo. Niestety ten drobny rzezimieszek był niczym pirat żłopiący rum litrami, tylko o słabszej głowie.
Co ja wyprawiam? – zadał sobie to trzeźwiące pytanie niestety już po tym, jak zapukał do drzwi.
– Tak? O co chodzi? – zapytał przystojny autor wybitnej poezji ze zdjęcia pod palmami.
– Mam pana komputer! – Fiołek wykrzyczał wymachując sprzętem tuż przed swoim idolem.
– Przyszedł pan po okup? – tego pytania Fiołek się nie spodziewał.
– Nie, ja panu chciałem oddać komputer i wszystkie skarby w nim.
– Skąd pan to ma? Grzebał mi pan w komputerze? – mężczyzna był tak skonfundowany, że nie pomyślał o tym, gdzie sam laptopa zostawił.
– No cóż, pozwoliłem sobie trochę zajrzeć…
– Przeglądałeś moje zdjęcia, zboczeńcu!
– Nie, zdjęcia nie – Fiołek skłamał – ale te wiersze! Znakomite, wciągające!
– A, o to chodzi – właściciel skradzionego golfa prawdopodobnie wolałaby, by ten dziwny przybysz był zboczeńcem – weź pan o tym zapomnij, te moje wierszyki to jakieś dyrdymały.
– Dyrdymały? Przecież to poezja! Pan ma wybitny talent i ja chciałbym z nim coś zrobić.
– Niby co?
– Wydam panu tomik! Zorganizuję spotkanie autorskie! WYPROMUJĘ PANA! – Fiołek wykrzyknął z ekscytacją, a poeta zaczął się rozglądać, czy nikt tego nie słyszał.
– Co się pan tak ekscytujesz? A może ja nie chcę?
– Jak to nie chce? Nic nie robić z taką poezją? – Fiołek nie dowierzał, że poeta nie chce być wypromowany.
– Jakoś dotąd nic nie robiłem. I co, świat żyje? Żyje.
– Panie, ja chciałbym tchnąć w życie trochę piękna.
– To tchnij pan, kto panu zabrania. Nie wiem, szyj pan plecaki albo rób mydła, to się pan komuś przyda.
– Co pan mówi? To dlaczego pan pisze?
– Nie wiem – poeta wzruszył ramionami, jakby chciał powiedzieć: samo wyszło.
– Jak to pan nie wie?
– Nie wiem – poeta powtórzył tym razem bardziej stanowczo.
– A jakich poetów pan czyta?
– Nie czytam.
– Nie czyta pan wcale?
– Czytam, ale nie poezję.
– Nie lubi pan poezji? – Fiołek dziwił się coraz bardziej.
– Poezja jest zgniła.
– Jak to zgniła?
– Mówi pan, że czytał pan moje wiersze? A zna pan ten o słoiku zgniłych kiszonych ogórków?
– Naturalnie!
– No właśnie.
– Ach tak! – Fiołek wykrzyknął, jakby właśnie zrozumiał, na czym polega teoria względności – te ogórki… To poeci?
– E, nic pan nie rozumie – poeta machnął ręką bezradnie.
– To niech mi pan wyjaśni. Ja chętnie posłucham, tylko wyjmę kajecik do notatek, jeśli pan pozwoli – Fiołek zaczął grzebać w torbie na ramię.
– Pan sobie daruje ten kajecik, ja niczego nie będę wyjaśniał.
– Ale jak pan może!
– Moje wiersze i mogę robić lub nie robić z nimi, co chcę.
– Taka szkoda…
– Wiesz pan co, pan sobie weź zgraj te wiersze i publikuj gdzie chcesz, ale o mnie zapomnij. Do widzenia! – obojętny poeta trzasnął Fiołkowi drzwiami wyrywając laptop. Ten stał przez chwilę próbując zrozumieć tę sytuację, gdy drzwi ponownie się otworzyły.
– Zapomniałem z tej złości, masz pan pendrive’a?
– No – Fiołek zszokowany drapał się po głowie – akurat nie mam.
– Nie szkodzi, wrzucę panu na chmurę. Daj pan maila i miejmy to z głowy.
– Andrzej.fiolek@uniwersytet.wschodni.com – Fiołek wydukał swój adres i poczuł, jak oblewa go wstyd.
– Dostanie pan zaproszenie do folderu. A teraz: do niewidzenia! – tym razem poeta trzasnął drzwiami i już nie otworzył. Przybity Fiołek został sam ze swoimi zachwytami i wierszami w chmurze. Kajecik się nie przydał. Wsiadł do kradzionego golfa, odpalił stacyjkę i już miał ruszać, gdy usłyszał pukanie do okna.
– Panie, ten pana mail, to z uczelni jakiejś?
– A tak – Fiołek potwierdził otwierając nieswoje okno – jestem profesorem – dodał już niezbyt pewny, czy może być dumny ze swojej funkcji.
– A, to dlatego pan ma takiego fioła. No jedź pan, szerz pan tę poezję swoją – poeta już pukał w karoserię do odjazdu, gdy nagle się zorientował – Czekaj pan, skąd masz tego gruchota?
– A to kupiłem dzisiaj rano.
– Kupiłeś? A u kogo?
– U sprzedawcy. A czemu pan drogi pyta?
– Bo wygląda trochę, jakby na mój. Skradziony wczoraj po południu!
– A niech to! Ale dzisiaj ci paserzy szybko dzisiaj działają.
Fiołek i poeta patrzyli na siebie niezręcznie, pełni niepokoju, ale przede wszystkim z niemym pytaniem: co teraz?
– Czekaj pan, czekaj. A mojego laptopa to skąd pan miał? – poeta odzyskał przytomność umysłu.
– No więc… – Fiołek możliwie najbardziej wydłużał moment odpowiedzi, by znaleźć coś błyskotliwego. – Znalazłem w bagażniku – oznajmił ostatecznie.
– To pan wiedział, że samochód musiał być kradziony? Ale tylko laptopa chciał pan oddać?
– Drogi panie, ja jestem tylko biednym profesorem. Mi zależny na pięknie, ale muszę też jakoś żyć.
– Przed chwilą chciał go pan oddać!
– Sumienie mnie ruszyło.
– Sumienie, jasne. Dobra, wysiadaj pan i oddawaj mi kluczyki.
Fiołek wysiadł prędko, wręczył poecie kluczyki do skradzionego golfa w nadziei, że nie pojawi się temat dowodu rejestracyjnego, którego oczywiście nie posiadał. I już miał odejść ze spuszczoną głową, gdy zrozumiał, że musi zadać ostatnie pytanie:
– A kiedy pan przestał pisać?
– Nie przestałem.
– To wciąż pan pisze? Do szuflady?
– Jak pan wie, laptop wożę w bagażniku.
– No tak…
Teraz już mógł odejść. Nici z odkrycia, nici z promocji. Taki talent, tyle słów, takie nagromadzenie piękna. I całe życie w bagażniku.
Anna Łoniewska – absolwentka poznańskiej polonistyki, którą wspomina z nostalgią. Udaje dorosłą, przebrana za menedżerkę projektów marketingowych. Gdy zrzuca przebranie, z zamiłowaniem buszuje w słowach. Wierna psychofanka Gombrowicza, była na wszystkich jego koncertach. Trochę publikowała na takich portalach, jak: Krytyka Polityczna, Wakat,
Popmoderna i Film.org.pl, a także w artzinach: w wersji drukowanej festiwalu Malta oraz Gazeta Musi Się Ukazać w wersji online.
Jagoda Bujno – ilustratorka i studentka Poligrafii i Papiernictwa na Politechnice Warszawskiej. Stała bywalczyni kina i wierna fanka literatury pięknej ✨ Instagram: @powidla.jpg